Witajcie :)
Maj dobiegł końca... i dobrze. Jak dla mnie był nad wyraz emocjonujący. Dwie wizyty w szpitalu z czego każda z innego powodu...
Czasem jak się psuje to z kilu stron. Gorzej jak dotyczy to własnego ciała...
Przy okazji drugiej wizyty, kiedy czekałam na przyjęcie, lekarz, który już mnie poznał na moje "Dzień Dobry" odparł "A Pani znowu tutaj?!"
No tak... macie dobrą kawę, więc wracam ;p - pomyślałam sobie
No ale w sumie dobrze się skończyło. Na wyniki z pierwszej wizyty jeszcze sobie poczekam, natomiast na drugiej okazało się, że złapałam wirusa z którym organizm sam się rozprawił! I nawet byłoby sprawy, gdyby nie utrata głosu i powiększone węzły chłonne.
Tak się jakoś złożyło, że dwa dni po szpitalu jechaliśmy na wesele znajomego... bagatela 400km. Do Srebrnej Góry w Górach Sowich.
Uroczystość zaślubin odbyła się we Wrocławiu, po czym reszta imprezy w Srebrnej Górze.
Wrocław zwiedziliśmy od strony jednego z parkingów :P Lało wówczas tak niemiłosiernie, że nie szło wytknąć nosa poza auto. Tak więc, Wrocławia nie mogę odhaczyć jako odwiedzonego. Będzie powód do powrotu :D
A w Srebrnej Górze... tam było pięknie! Nie sposób opisać tego w paru słowach... Cudowne krajobrazy, wszechobecna zieleń, świeże powietrze, cisza i bardzo sympatyczni ludzie ;-)
Mieszkaliśmy w Domu pod Twierdzą, gdzie gospodynią jest Pani Małgosia, która jak się okazało jest architektem i sama zaprojektowała pensjonat w którym biesiadowaliśmy.
Damian (Pan Młody) zaplanował dla nas kilka atrakcji m.in. zwiedzanie części Twierdzy Srebrnogórskiej - Donjon. Nie było więc kiedy pomyśleć o nudzie...
Bawiliśmy się wspaniale. Była okazja do zawarcia nowych znajomości, jak i oderwania się na chwilę od miejskiej codzienności. A teraz aby nie zanudzać mała fotorelacja. Więcej zdjęć na moim
profilu
Nie lubię pozować do zdjęć. Zawsze palnę jakąś głupią minę :p
Koniec końców zapomniałabym o czymś bardzo, ale to bardzo ważnym! Jeszcze przed wyjazdem przy poprzednim poście ogłosiłam chęć rozdania podkładek na szydełku, które zrobiłam.
Odzew przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Właściwie nie spodziewałam się żadnej reakcji, a tu w dwie godz. po publikacji podkładki miały już nowe właścicielki. Super miłe zaskoczenie :D
I tak, zielone podkładki wraz z małym co nieco trafiły do
Beaty
Niebieskie natomiast powędrowały do
Ani
Dziewczyny są zadowolone, więc cieszę się i ja :)
Bardzo podoba mi się dawanie takich małych prezencików, więc... kto wie co będzie następnym razem ;-)
Buźka gwiazdeczki :*