Witajcie moje drogie,
ostatni raz miałam kanwę w rękach jakoś w lutym. Wróciłam do haftu zaledwie kilka dni temu...
Brzmi jak wyznanie na spotkaniu odwykowym cha cha! Ale tak wszyło. Hafciarski czas zatrzymał mi się na kocim kalendarzu.
Pracę przy nim rozpoczęłam na kanwie 14 ct. Planowałam wyszyć cały kalendarz na jednym kawałku. Powstał pierwszy kot, zaczął powstawać drugi i coś pękło...
Przy dużych kawałkach kanwy podczas pracy składam ją na mniejsze paski, by lepiej chwycić.
Tak się kiedyś nauczyłam. W efekcie po ukończeniu pracy powstawały paski, które nie zawsze chciały ładnie się wyprostować. Pranie i prasowanie nie dawało efektu kanwy sprzed pracy. Prostej i bez zagięć.
Ciągnęło mnie do haftu niemiłosiernie, więc postanowiłam poszukać rozwiązania. Takiego, by kanwa ucierpiała jak najmniej, a praca była przyjemna. Tamborek? Nie. Nie chciałam trzymać kanwy w ręku. Krosno? Hmm... tu przycupnęłam na dłużej. Przeglądałam neta, ale to co znalazłam nie przemawiało do mnie osobiście. Miałam kiedyś krosno. Kupiłam, złożyłam i 15 min. później złożyłam ponownie i sprzedałam.Wówczas nie mogłam się odnaleźć z tym sprzętem.
Postanowiłam jednak zrobić swoje krosno. Wg własnego wyobrażenia.
Tak więc, przy okazji wizyty małżonka w Gorzowie załapałam się na przyczepkę prosząc o wysadzenie przy Castoramie. Tam kupiłam rurkę pcv i kilka złączek pasujących do mojej wizji krosna. Wyobraźcie sobie mnie idącą przez miasto z 4 metrową rurą i zajmując całą długość przejścia dla pieszych. Ubaw po pachy ;-)
Ale udało się!
W domu, w ferworze emocji pocięłam rurkę na kawałki pasujące do kanwy, którą chciałam naciągnąć i... zabrakło rury. Heh... nie ma to jak babskie majsterkowanie. Pocięła, ale nie pomierzyła wcześniej.
W kobiecym stylu wykombinowałam nowe rozwiązanie i krosno wygląda tak.
Każdy może takie zrobić samodzielnie w domu.
Potrzebne są 2 rury pcv o tej samej średnicy oraz pasujące złączki (lepiej od razu sprawdzać w sklepie, bo każda firma robi po swojemu nie pasują do innych)
Do tej wersji potrzebowałam złączek kątowych z trzema rozgałęzieniami.
O razu wiadome było, że nie może powstać sześcian. Musi być lekki pochył, więc dwie rurki są krótsze. Ponieważ to inna średnia musiałam improwizować z taśmą klejącą.
Tak wygląda kanwa nawinięta na krosno. Oba brzegi obwiązałam muliną, aby się nie przesuwała.
Do sprawdzenia mam jeszcze dwa inne pomysły na trzymanie kanwy. Zobaczymy który lepszy.
Symboliczne pierwsze krzyżyki na nowym wynalazku ;-)
Symboliczne, bo przypomniało mi się, że jeszcze inny haft czeka na opracowanie i jest mega priorytetowy!
Oczywiście nie jest to w 100% to o czym marzyłam, ale bliżej ideału niż początkowo. W planie mam jeszcze inną konstrukcję. Kiedy dokupię rurki z pewnością zobaczycie efekt.
Podsumowanie:
Takie wnioski wyciągnęłam z dotychczasowej pracy.
Plusy
1) Takie krosno wymusiło zmianę postawy. Plecy muszą być proste.
2) Nie ma konieczności trzymania kanwy w ręku
3) Kanwa nie jest pognieciona
4) Nie boli nadgarstek od trzymania kanwy w ręku
Minusy
1) Gabaryty. Nie ma opcji złożenia i wygodnego schowania.
2) Po dłuższej pracy lewa ręka jest zmęczona.
A jakie są wasze doświadczenia z krosnem? Wyszywacie czy raczej unikacie współpracy?